Od wielu setek lat kot mieszka w pobliżu siedzib
ludzkich. Juz w starożytnym Egipcie czy Grecji koty były powszechnie znane, co
objawiało się ich przedstawieniami w sztuce z tamtych okresów. W
niektórych okresach zwierzęta te były czczone jako strażnicy, np. w Tajlandii,
w innych tępione i zabijane, np. w średniowieczu jako wyobrażenie diabła. To właśnie
poprzez zabobony średniowiecznego kościoła katolickiego ludzie zaczęli się obawiać
kotów, unikać ich i zabijać te niewinne istoty. Na szczęście po zakończeniu
polowań na czarownice koty zaczęły powoli wracać do łask jako doskonali łowcy
szczurów, a ludzie przestali je masowo mordować.
Od zarania wieków ludzie mieszkali w pewnych
zorganizowanych grupach. Początkowo były to osady, potem w miarę rozwoju
zaczęły powstawać wsie, miasteczka i wreszcie miasta. W każdej z tych form
mieszkalnictwa obok człowieka egzystowały koty i podczas gdy na wsiach głównie
zajmowały się zwalczaniem gryzoni, w miastach stały się również zwierzęciem
towarzyszącym człowiekowi.
Jak pisze C. Bessant w Zaklinaczu kotów[1]:
„Średnio na jednym hektarze powierzchni wiejskiej mieszka około ośmiu do
dziesięciu kotów. W Londynie i w wielu innych wielkich miastach tyle samo kotów
mieszka na powierzchni jednej tysięcznej hektara, co pomnaża przez tysiąc
liczbę kotów mieszkających w miastach na takim samym obszarze jak na wsi“. Jest
to ogromna liczba kotów. Jak one sobie radzą? Skąd znajdują pożywienie? Jakie
niebezpieczeństwa na nie czyhają w miejskich społecznościach? Ile z nich
traktowane jest jako koty domowe?
Kot jest z natury samotnym myśliwym i łatwiej jest
mu się odnaleźć w mniejszej grupie. Nie ma również w naturze inicjowania
kontaktów z człowiekiem. Bez jego pomocy byłoby mu jednak trudno przeżyć w
miejskim świecie. Takie koty żyjące w miastach można nazwać kotami wolno
żyjącymi, którym człowiek stara się pomagać przeżyć. Członkowie Koterii (działającej
w Warszawie) używają jednak terminu „koty miejskie”. „W przepisach prawa termin
"wolno żyjące" to synonim zwierząt dzikich, którym wiedzie się
najlepiej w ich naturalnym środowisku - czyli jak najdalej od ludzi. Koty
miejskie nie są zwierzętami dzikimi, nawet jeśli nie są oswojone. Cały gatunek
"kot domowy" to zwierzęta domowe, a te bezdomne bywają nieoswojone i
wiele z nich powinno w takim stanie pozostać z pożytkiem dla siebie i
środowiska“[2]. Powszechna
już teraz coraz częściej w miastach sterylizacja sprawia, że koty nie
rozmnażają się już bardzo masowo, aczkolwiek nadal jest ich taka liczba, że nie
są w stanie same przetrwać przez dłuższy czas. Niestety choroby, głód, brak
schronienia, duża liczba psów czy ruch uliczny sprawia, że część z nich umiera
już w młodym wieku, w przeciwieństwie do kotów żyjących w domach, o których
napiszę w dalszej części niniejszej pracy. Istniejące fundacje czy osoby
prywatne pomagające kotom wolno żyjącym nie są same w stanie pomóc wszystkim,
chociaż obserwując portale społecznościowe widzę, że coraz więcej osób zauważa
problem głodnych i chorych kotów wolno żyjących i stara im się pomagać. Nadal jednak jest to
za mało. Mimo tego, że koty wolno żyjące zmniejszają liczbę populacji gryzoni,
mieszkańcy np. kamienic, w okolicach których zamieszkują koty, chroniąc okolice
przed szczurami, nie chcą im pomagać przetrwać np. zimowe miesiące, a wręcz
przeciwnie – robią wszystko, aby się kotów pozbyć ze swych okolic. Mimo że koty
są z natury czyste, niekastrowane osobniki znaczą teren moczem, co jeszcze
bardziej zniechęca społeczeństwo do np. otwierania okien do piwnic w okresach
zimowych. Są jednak osoby, które stawiają kotom domki, dające ochronę przed
zimnem czy gorącem, dokarmiają je, leczą. I takim osobom należy się szacunek i
podziw, ponieważ dzięki nim koty mogą przetrwać mimo ciężkich warunków, w
jakich przyszło im żyć w miastach. Tym bardziej, że wśród kotów wolno żyjących
w znacznej mierze znajdują się i takie, które kiedyś miały dom, ale z różnych
powodów zostały z niego wyrzucone i same całkiem nie potrafiły znaleźć
pożywienia, ponieważ nigdy nie zostały tego nauczone. Sam Prezydent Miasta
Warszawa oraz Główny Lekarz Weterynarii z Inspekcji Weterynaryjnej apelują, aby
pomagać kotom miejskim, nie łapiąc je i umieszczając w schroniskach lub na siłę
szukając domów, ale zmniejszając ich populację poprzez kastracje oraz
wprowadzając ułatwienia, które pomogą im przetrwać w miejskim świecie czy
zapewniając schronienie, wodę i jedzenie, zwłaszcza zimą[3].
Drugą grupę kotów, żyjących w miejskich osiedlach są koty
żyjące w domach. Są to koty adoptowane ze schronisk, znalezione i zabrane do
domu, kupione – zarówno z pseudohodowli, jak i z hodowli legalnych, koty
adoptowane od znajomych itp. Część takich kotów prowadzi niewychodzący tryb
życia, tzn. nie opuszczają mieszkania bądź domu, chyba że na balkon bądź
odpowiednio zabezpieczone woliery. Są też koty wyprowadzane na smyczy oraz
wypuszczane na zewnątrz. Niektóre osoby uważają, że kot niewychodzący,
spełniający całe życie w zamknięciu, jest nieszczęśliwy. Ostatnio spotkałam się
na znanym portalu społecznościowym z wypowiedzią treści mniej więcej, że „wolę
mieć kota szczęśliwego, który może dowolnie wychodzić na zewnątrz, niż
nieszczęśliwego, któremu zabroniono wychodzić”. Wypowiedź ta świadczy jednak o
braku wiedzy bądź odpowiedzialności, ponieważ na zewnątrz kot narażony jest na
wiele niebezpieczeństw, które zagrażają jego życiu bądź zdrowiu. Powszechnie
wiadomo, że koty niewychodzące żyją dłużej, ponieważ omija je takie zagrożenie,
jak np. pogryzienie przez psa, rozjechanie przez samochód, a zwłaszcza skrzywdzenie przez, jak ja to nazywam
– pseudoludzi. Nie wliczam tutaj oczywiście różnego rodzaju chorób, które nie
ominą ani kota żyjącego w domu, ani wychodzącego. Nie znalazłam informacji na
temat tego, jakoby rzeczywiście kot niewychodzący był kotem nieszczęśliwym z
tego powodu. Oczywiście, zdarzają się przypadki, że kot chce iść na świeże
powietrze, aby wystarczy odpowiednio zabezpieczony balkon bądź wycieczka na
smyczy.
Ja sama mam kotkę ze schroniska, która 2 pierwsze
swoje lata życia była kotem wolno żyjącym, następnie zabrano ją do schroniska,
skąd potem trafiła do mnie. Kicia owszem, lubi wychodzić na balkon, wygrzewać
się tam w słońcu, ale przez dłuższy czas, przed przygotowaniem balkonu, nigdy
nie przejawiała chęci ucieczki z domu czy drapania do drzwi, aby się wydostać
„na wolność”. Uważam, że docenia to, że ma pełna miskę, ciepło i bezpieczny dom,
a wychodzenie nie jest dla niej niezbędne – a ma już 12 lat.
Jakiś czas temu przeprowadzony został w Ameryce
wśród właścicieli m.in. kotów sondaż, na podstawie którego właściciele kotów
zostali podzieleni na 3 grupy[4]:
1) o dużym
stopniu zaangażowania (20%), darzący koty miłością i przywiązaniem;
2) ceniący
jakość/status (21%) – skupieni na tym, jak dzięki kotu mogą zabłysnąć w społeczeństwie
3)
o niskim
stopniu zaangażowania (59%) – lubiący koty, ponieważ są mało wymagające, ale
nie odczuwają do nich większego przywiązania.
Wyniki tego samego sondażu wskazały, że 99%
właścicieli kotów uznaje koty za członków swoich rodzin. I mimo że jedynie 20%
darzy koty miłością, to i tak traktują je jako członka rodziny, a więc dbają o
nie, leczą, karmią, być może zabierają na wycieczki czy wakacje.
Wielu właścicieli traktuje swoje koty jak
substytuty dzieci – przemawiają do nich nawet tak, jak mówi się czasem do
małych dzieci. Traktowanie kota jak dziecko zaspakaja więc we właścicielu
potrzebę opieki nad słabszą, zależną od siebie istotą.
Nie trzeba być znawcą bądź specjalistą, żeby
wiedzieć, iż kot domowy, mieszkający z człowiekiem, pełni w głównej mierze rolę
jego towarzysza, zapewniając mu osobę do rozmowy, zwłaszcza gdy jest samotny.
Delikatne kocie mroczne uspokaja, dając ukojenie po ciężkim, pracowitym dniu.
Niewymagający kot doskonały jest dla osób zapracowanych, które zamiast wracać
do pustego domu, wracają do kota lub kotów. Osoby niemieszkające same także
korzystają z dobrodziejstwa kociego towarzystwa. Niektóre koty bywają bowiem
doskonałymi opiekunami do dzieci, jak to było w przypadku kotki dalszych
znajomych. Od chwili gdy urodziło się dziecko, kotka traktowała je jak swoje,
czuwając, gdy spało i dając od razu znać mamie, gdy obudziło się czy to w nocy,
czy w dzień. Trzeba jednak oczywiście pamiętać, aby kota odpowiednio
przygotować na pojawienie się dziecka, a potem i samo dziecko nauczyć, jak
należy z kotem postępować.
Podsumowując, można stwierdzić, że kot domowy nie
ma w mieście łatwo, jeśli nie żyje w kochającej go rodzinie, która potrafi
zadbać o jego bezpieczeństwo. To gdzie trafi, częściowo nie zależy od niego i
mimo że potrafi się obronić, nie jest w stanie obronić się przed wszystkim i
zapewnić sobie odpowiednich warunków do przeżycia w miejskiej dżungli. Dlatego
też człowiek powinien zrobić wszystko, aby ułatwić mu przetrwanie, ponieważ kot
jest naturalnym elementem miejskiej aglomeracji. A towarzysz w domu jest
doskonałym lekiem na smutki i depresje. Za co powinniśmy być kotu wdzięczni.