niedziela, 30 listopada 2014

01 Kot w mieście

Od wielu setek lat kot mieszka w pobliżu siedzib ludzkich. Juz w starożytnym Egipcie czy Grecji koty były powszechnie znane, co objawiało się ich przedstawieniami w sztuce z tamtych okresów. W niektórych okresach zwierzęta te były czczone jako strażnicy, np. w Tajlandii, w innych tępione i zabijane, np. w średniowieczu jako wyobrażenie diabła. To właśnie poprzez zabobony średniowiecznego kościoła katolickiego ludzie zaczęli się obawiać kotów, unikać ich i zabijać te niewinne istoty. Na szczęście po zakończeniu polowań na czarownice koty zaczęły powoli wracać do łask jako doskonali łowcy szczurów, a ludzie przestali je masowo mordować.
Od zarania wieków ludzie mieszkali w pewnych zorganizowanych grupach. Początkowo były to osady, potem w miarę rozwoju zaczęły powstawać wsie, miasteczka i wreszcie miasta. W każdej z tych form mieszkalnictwa obok człowieka egzystowały koty i podczas gdy na wsiach głównie zajmowały się zwalczaniem gryzoni, w miastach stały się również zwierzęciem towarzyszącym człowiekowi.
Jak pisze C. Bessant w Zaklinaczu kotów[1]: „Średnio na jednym hektarze powierzchni wiejskiej mieszka około ośmiu do dziesięciu kotów. W Londynie i w wielu innych wielkich miastach tyle samo kotów mieszka na powierzchni jednej tysięcznej hektara, co pomnaża przez tysiąc liczbę kotów mieszkających w miastach na takim samym obszarze jak na wsi“. Jest to ogromna liczba kotów. Jak one sobie radzą? Skąd znajdują pożywienie? Jakie niebezpieczeństwa na nie czyhają w miejskich społecznościach? Ile z nich traktowane jest jako koty domowe?
Kot jest z natury samotnym myśliwym i łatwiej jest mu się odnaleźć w mniejszej grupie. Nie ma również w naturze inicjowania kontaktów z człowiekiem. Bez jego pomocy byłoby mu jednak trudno przeżyć w miejskim świecie. Takie koty żyjące w miastach można nazwać kotami wolno żyjącymi, którym człowiek stara się pomagać przeżyć. Członkowie Koterii (działającej w Warszawie) używają jednak terminu „koty miejskie”. „W przepisach prawa termin "wolno żyjące" to synonim zwierząt dzikich, którym wiedzie się najlepiej w ich naturalnym środowisku - czyli jak najdalej od ludzi. Koty miejskie nie są zwierzętami dzikimi, nawet jeśli nie są oswojone. Cały gatunek "kot domowy" to zwierzęta domowe, a te bezdomne bywają nieoswojone i wiele z nich powinno w takim stanie pozostać z pożytkiem dla siebie i środowiska“[2]. Powszechna już teraz coraz częściej w miastach sterylizacja sprawia, że koty nie rozmnażają się już bardzo masowo, aczkolwiek nadal jest ich taka liczba, że nie są w stanie same przetrwać przez dłuższy czas. Niestety choroby, głód, brak schronienia, duża liczba psów czy ruch uliczny sprawia, że część z nich umiera już w młodym wieku, w przeciwieństwie do kotów żyjących w domach, o których napiszę w dalszej części niniejszej pracy. Istniejące fundacje czy osoby prywatne pomagające kotom wolno żyjącym nie są same w stanie pomóc wszystkim, chociaż obserwując portale społecznościowe widzę, że coraz więcej osób zauważa problem głodnych i chorych kotów wolno żyjących  i stara im się pomagać. Nadal jednak jest to za mało. Mimo tego, że koty wolno żyjące zmniejszają liczbę populacji gryzoni, mieszkańcy np. kamienic, w okolicach których zamieszkują koty, chroniąc okolice przed szczurami, nie chcą im pomagać przetrwać np. zimowe miesiące, a wręcz przeciwnie – robią wszystko, aby się kotów pozbyć ze swych okolic. Mimo że koty są z natury czyste, niekastrowane osobniki znaczą teren moczem, co jeszcze bardziej zniechęca społeczeństwo do np. otwierania okien do piwnic w okresach zimowych. Są jednak osoby, które stawiają kotom domki, dające ochronę przed zimnem czy gorącem, dokarmiają je, leczą. I takim osobom należy się szacunek i podziw, ponieważ dzięki nim koty mogą przetrwać mimo ciężkich warunków, w jakich przyszło im żyć w miastach. Tym bardziej, że wśród kotów wolno żyjących w znacznej mierze znajdują się i takie, które kiedyś miały dom, ale z różnych powodów zostały z niego wyrzucone i same całkiem nie potrafiły znaleźć pożywienia, ponieważ nigdy nie zostały tego nauczone. Sam Prezydent Miasta Warszawa oraz Główny Lekarz Weterynarii z Inspekcji Weterynaryjnej apelują, aby pomagać kotom miejskim, nie łapiąc je i umieszczając w schroniskach lub na siłę szukając domów, ale zmniejszając ich populację poprzez kastracje oraz wprowadzając ułatwienia, które pomogą im przetrwać w miejskim świecie czy zapewniając schronienie, wodę i jedzenie, zwłaszcza zimą[3].
Drugą grupę kotów, żyjących w miejskich osiedlach są koty żyjące w domach. Są to koty adoptowane ze schronisk, znalezione i zabrane do domu, kupione – zarówno z pseudohodowli, jak i z hodowli legalnych, koty adoptowane od znajomych itp. Część takich kotów prowadzi niewychodzący tryb życia, tzn. nie opuszczają mieszkania bądź domu, chyba że na balkon bądź odpowiednio zabezpieczone woliery. Są też koty wyprowadzane na smyczy oraz wypuszczane na zewnątrz. Niektóre osoby uważają, że kot niewychodzący, spełniający całe życie w zamknięciu, jest nieszczęśliwy. Ostatnio spotkałam się na znanym portalu społecznościowym z wypowiedzią treści mniej więcej, że „wolę mieć kota szczęśliwego, który może dowolnie wychodzić na zewnątrz, niż nieszczęśliwego, któremu zabroniono wychodzić”. Wypowiedź ta świadczy jednak o braku wiedzy bądź odpowiedzialności, ponieważ na zewnątrz kot narażony jest na wiele niebezpieczeństw, które zagrażają jego życiu bądź zdrowiu. Powszechnie wiadomo, że koty niewychodzące żyją dłużej, ponieważ omija je takie zagrożenie, jak np. pogryzienie przez psa, rozjechanie przez samochód, a zwłaszcza skrzywdzenie przez, jak ja to nazywam – pseudoludzi. Nie wliczam tutaj oczywiście różnego rodzaju chorób, które nie ominą ani kota żyjącego w domu, ani wychodzącego. Nie znalazłam informacji na temat tego, jakoby rzeczywiście kot niewychodzący był kotem nieszczęśliwym z tego powodu. Oczywiście, zdarzają się przypadki, że kot chce iść na świeże powietrze, aby wystarczy odpowiednio zabezpieczony balkon bądź wycieczka na smyczy.
Ja sama mam kotkę ze schroniska, która 2 pierwsze swoje lata życia była kotem wolno żyjącym, następnie zabrano ją do schroniska, skąd potem trafiła do mnie. Kicia owszem, lubi wychodzić na balkon, wygrzewać się tam w słońcu, ale przez dłuższy czas, przed przygotowaniem balkonu, nigdy nie przejawiała chęci ucieczki z domu czy drapania do drzwi, aby się wydostać „na wolność”. Uważam, że docenia to, że ma pełna miskę, ciepło i bezpieczny dom, a wychodzenie nie jest dla niej niezbędne – a ma już 12 lat.
Jakiś czas temu przeprowadzony został w Ameryce wśród właścicieli m.in. kotów sondaż, na podstawie którego właściciele kotów zostali podzieleni na 3 grupy[4]:
1)  o dużym stopniu zaangażowania (20%), darzący koty miłością i przywiązaniem;
2) ceniący jakość/status (21%) – skupieni na tym, jak dzięki kotu mogą zabłysnąć w społeczeństwie
3)   o niskim stopniu zaangażowania (59%) – lubiący koty, ponieważ są mało wymagające, ale nie odczuwają do nich większego przywiązania.
Wyniki tego samego sondażu wskazały, że 99% właścicieli kotów uznaje koty za członków swoich rodzin. I mimo że jedynie 20% darzy koty miłością, to i tak traktują je jako członka rodziny, a więc dbają o nie, leczą, karmią, być może zabierają na wycieczki czy wakacje.
Wielu właścicieli traktuje swoje koty jak substytuty dzieci – przemawiają do nich nawet tak, jak mówi się czasem do małych dzieci. Traktowanie kota jak dziecko zaspakaja więc we właścicielu potrzebę opieki nad słabszą, zależną od siebie istotą.
Nie trzeba być znawcą bądź specjalistą, żeby wiedzieć, iż kot domowy, mieszkający z człowiekiem, pełni w głównej mierze rolę jego towarzysza, zapewniając mu osobę do rozmowy, zwłaszcza gdy jest samotny. Delikatne kocie mroczne uspokaja, dając ukojenie po ciężkim, pracowitym dniu. Niewymagający kot doskonały jest dla osób zapracowanych, które zamiast wracać do pustego domu, wracają do kota lub kotów. Osoby niemieszkające same także korzystają z dobrodziejstwa kociego towarzystwa. Niektóre koty bywają bowiem doskonałymi opiekunami do dzieci, jak to było w przypadku kotki dalszych znajomych. Od chwili gdy urodziło się dziecko, kotka traktowała je jak swoje, czuwając, gdy spało i dając od razu znać mamie, gdy obudziło się czy to w nocy, czy w dzień. Trzeba jednak oczywiście pamiętać, aby kota odpowiednio przygotować na pojawienie się dziecka, a potem i samo dziecko nauczyć, jak należy z kotem postępować.
Podsumowując, można stwierdzić, że kot domowy nie ma w mieście łatwo, jeśli nie żyje w kochającej go rodzinie, która potrafi zadbać o jego bezpieczeństwo. To gdzie trafi, częściowo nie zależy od niego i mimo że potrafi się obronić, nie jest w stanie obronić się przed wszystkim i zapewnić sobie odpowiednich warunków do przeżycia w miejskiej dżungli. Dlatego też człowiek powinien zrobić wszystko, aby ułatwić mu przetrwanie, ponieważ kot jest naturalnym elementem miejskiej aglomeracji. A towarzysz w domu jest doskonałym lekiem na smutki i depresje. Za co powinniśmy być kotu wdzięczni.




[1] C. Bessant, Zaklinacz kotów. Jak rozmawiać z kotem, Wydawnictwo Galaktyka
[2] www.koteria.org.pl
[3] Listy otwarte na stronie głównej www.koteria.org.pl
[4] P. Neville, Wiedza o zachowaniu kotów. Część 1. Historia relacji człowieka z kotem, zrozumienie postaw właścicieli, Coape